piątek, 23 stycznia 2015

Początek...

A wszystko zaczęło się pewnego lutowego chłodnego poranka, bo to wtedy stałam w łazience z niedowierzaniem w oczach i patrzyłam, patrzyłam na dwie kreseczki, które pojawiły się na teście już po paru sekundach. Gonitwa myśli w głowie .... szczęście, którego nie potrafię opisać żadnym słowem, na twarzy uśmiech, który nie schodził mi z ust do wieczora a w oczach iskierki, które tliły się do końca ciąży. Mąż nie dowiedział się od razu, uznałam, że będzie to idealny prezent imieninowy, a że termin zbliżał się wielkimi krokami, postanowiłam poczekać z tą informacją kilka dni. I w końcu nadszedł ten upragniony dzień.  Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała, sypał gruby śnieg i temperatura na zewnątrz pokazywała wartość poniżej zera, ale udało się Go wyciągnąć na pyszną gorącą kawę do naszej ulubionej kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku, złożyliśmy zamówienie, a ja po chwili wyciągnęłam małe czerwone pudełeczko z piękną białą kokardą. Jego oczy z zaciekawieniem śledziły drobny pakunek, aż do momentu kiedy znalazł się w Jego dłoniach. Teraz to ja patrzyłam z  zaciekawieniem jak rozwiązuje kokardę, którą jeszcze poprzedniego dnia z taką starannością wiązałam. I nagle wszystko wokół wydało się bez znaczenia, w jednej sekundzie nic i nikt się nie liczył, byliśmy tylko MY. On pomału otwierał pudełko, żeby jego oczom mogły ukazać się małe skarpetki, które z takim przejęciem wybierałam parę dni temu, test z wymownymi dwoma kreskami i karteczka, która wręcz krzyczała do niego, że za 9 miesięcy zostanie TATĄ, a na jego twarzy widziałam niedowierzanie, strach, ale przede wszystkim szczęście i miłość, do nas, do mnie i do Fasolki, która rosła już w moim brzuchu.
Czas ciąży to niezwykły okres dla każdej kobiety. Z łezką w oku wspominam moment kiedy po raz pierwszy naszym oczom ukazała się nasza mała Fasolka. Jak dziś pamiętam te oczekiwania na kolejne wizyty, żeby chociaż przez chwilę popatrzeć na ekran i usłyszeć bicie Jego malutkiego serduszka, pierwsze ruchy i kopniaczki. Wszystkie te przeżycia i uczucia, które towarzyszą kobiecie przez 9 miesięcy ciąży trudno opisać, każda przeżywa to na swój jedyny i niepowtarzalny sposób.
U mnie niestety ciąża nie przebiegała książkowo, od samego początku moje ciśnienie było za wysokie. Zalecenia lekarskie: regularna kontrola i leki, które miały pomóc ustabilizować ciśnienie na bezpiecznym poziomie. Do trzeciego trymestru nie było z tym większego problemu, leki działały, a ja czułam się bardzo dobrze. Problemy zaczęły się w trzecim trymestrze, mimo zwiększonej dawki medykamentów, ciśnienie rosło. Na jednej z wizyt lekarz zdecydował - dwa dni obserwacji w szpitalu, bez wahania stawiłam się następnego dnia w szpitalu. Niestety z dwóch dni zrobił się tydzień,  tydzień niepewności, strachu i łez. W niedzielny wieczór, kiedy wszyscy świętowali sukces naszych siatkarzy, u mnie ciśnieniomierz wariuje, kończy się na kroplówce. Łzy spływają po policzkach, a serce pęka z bólu, ale trzymam się, trzymam się dla Niego. Następnego dnia lekarz prowadzący załatwia miejsce w innym szpitalu, tłumaczy, że tam będzie lepsza opieka i warunki, a ja nie potrafię powstrzymać łez, które spływają po policzkach jak wodospad.
W końcu trafiam do drugiego szpitala, podłączona pod KTG przez praktycznie dwie doby, które wtedy wydawały się wiecznością. Bezsenne noce z oczami wpatrzonymi we wskazówki zegara, które leniwie wędrowały po tarczy. Kolejny dzień nie przynosi niczego nowego, powtórny skok ciśnienia, kroplówka i znowu ta sama historia, tylko zakończenie inne. Decyzja  o cięciu zapada szybko, wydawało mi się, że byłam psychicznie przygotowana na wcześniejszy poród, bo wszystko na to wskazywało, a jednak nie, przerażona dzwonie do Męża. Płacząc proszę żeby natychmiast przyjeżdżał, bo nadszedł ten dzień, dzień na który czekaliśmy od tak dawna. On zjawia się niczym błyskawica, zbiera wszystkie moje rzeczy i czeka..... czeka żeby 24 września o 11:24 powitać naszego SYNKA, całe 43 centymetry szczęścia i 1950 gram do kochania.



6 komentarzy:

  1. Ojoooj. Taki maluszek. W którym tygodniu urodziłaś?
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;)
    www.teen-mother-andzia.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotruś urodzil sie w 35 tygodniu., stwierdzona byla rownież hipotrofia plodu no i wyzedł taki Mały czlowiek:). A bloga na pewno odwiedze.
      Pozdrawiam cieplutko

      Usuń
  2. Czytałam najpierw z uśmiechem a później z łezką w oku, piękna historia... Czekam na dalszy rozwój bloga bo cudnie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na dalszy ciąg historii. Życzę Wam oby to była historia z happy endem. Jestem mamą wcześniaczka z 30 tygodnia, który był niewiele mniejszy od Twojego bobaska. Zapraszam do mnie: http://wczesniakicodalej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę doczekać się części dalszej. U mnie niby do pewnego etapu ciąża przebegała ksiązkowo...niby po miałam niepowściągliwe wymioty ciężarnych, które niestety nie przeszły po pierwszym trymestrze i trwały do samego końca czyli 6miesięcy i 10 dni, bo właśnie wtedy za swiatło dzienne wyjrzał syn 1144g i 37cm szczęścia. Trafiłam na oddział ze skracająco się szyjką. urodziłam po niecałym tygodniu. Pamietam jakby to było wczoraj a w maju syn kończy 3 lata :) POzdrowienia i moc uciskwów. p.s.wcześniaki to bardzo silne dzeciaki i uparciuchy straszne!!

    OdpowiedzUsuń